Ewolucja, jaką przeszła marka Supreme, jest dobrze udokumentowana. W 1994 roku brytyjski expat James Jebbia otworzył podwoje swojego sklepu na Lafayette Street i zaprosił do niego dzieciaki z ulicy, skejterów, buntowników, fanów hip-hopu i wszelkiej maści dziwaków. Sklep szybko stał się ulubioną miejscówką skejterów (od śp. Harolda Huntera po Jasona Dilla), z których wielu znalazło tam pracę; jednocześnie Supreme dorobiła się reputacji firmy, która nie patyczkuje się z klientami (nie różniła się pod tym względem od innych sklepów deskorolkowych działających w latach 90-tych).
W związku ze zbliżającym się 20-leciem powstania firma Supreme postanowiła wrócić do korzeni i jeszcze silniej ugruntować swoją pozycję wśród skejterów wypuszczając 24 marca swój pierwszy pełnometrażowy film deskorolkowy. Nosi on tytuł „cherry”, co stanowi czytelną aluzję do angielskiego zwrotu oznaczającego utratę dziewictwa. Nakręcony przez Williama Strobecka film opowiada o grupie młodych, utalentowanych skejterów skupionych wokół sklepów stanowiących centra kultury deskorolkowej w Los Angeles i Nowym Jorku. – Nie korzystaliśmy z usług żadnych skautów, nie musieliśmy nikogo do niczego namawiać. Ci skejterzy sami do nas przyszli – mówi Angelo.
W „cherry” występują m.in. Aidan Mackey, Sage Elsesser, Nakel Smith, Dylan Reider, Kevin Bradley, Sean Pablo i Paulo Diaz, a także weterani jazdy na deskorolce: Alex Olson, Eric Koston, Mark Gonzales i Jason Dill. Najmłodszego z nich, 15-letniego Tyshawna Jonesa, nie było jeszcze na świecie gdy powstała marka Supreme; jeden z pracowników firmy spotkał go na Bronksie i zaprosił do sklepu w Soho żeby dopasować mu nową deskę. Choć Tyshawn nigdy wcześniej nie słyszał o tej marce, szybko stał się członkiem rodziny Supreme. Film miał swoją premierę w kinach w Los Angeles, San Francisco, Nowym Jorku, Londynie i Tokio. Pokazom towarzyszyły występy gwiazd hip-hopu, w tym Cam’Rona i Mobb Deep; w Londynie dodatkowy koncert dali JME, Skepta i Tempz, a na widowni znaleźli się m.in. Jason Dill, Alex Olson i Dylan Reider, a także Earl Sweatshirt i Lucas Vercetti z kolektywu Odd Future.
William Strobeck zyskał rozgłos dzięki filmom nakręconym dla Alien Workshop i Transworld; „cherry” to kolejny etap w jego karierze. Spodziewajcie się serii krótkich ujęć pressure flipów, wallie i katowania poręczy połączonych z obrazami z getta. Do tego dochodzą nawiązania do artystycznych projektów, w które angażuje się Supreme (niedokończony obraz Dana Colena zatytułowany „Pocałunki” widać w tle podczas sceny z Dillem i Gonzem), oraz mnóstwo wygłupów. Ścieżka dźwiękowa to sama klasyka (m.in. Cypress Hill, Jane’s Addiction, Chief Keef, Wu Tang, Gang Gang Dance, The Cure i INXS). Film otwiera nakręcona w zwolnionym tempie scena spotkania przedstawicieli dwóch różnych pokoleń deskorolkowców: Kevina Bradleya i Gonza, w której młodzież wysoko zawiesza poprzeczkę weteranom, zmuszając ich do wspięcia się na szczyt swoich możliwości. Po jej obejrzeniu wiemy, że czeka nas dokładny obraz tego, jak wygląda jazda na deskorolce w 2014 roku. Oto co do powiedzenia na temat swojego filmu ma William Strobeck:
Jak to się stało, że zostałeś reżyserem filmów deskorolkowych?
Po prostu wciągnęło mnie to. Gdy byłem młody dostałem od babci kamerę cyfrową 8mm i zacząłem nagrywać na niej kumpli. Tak to się zaczęło.
Czy do pójścia tą drogą zainspirował cię jakiś konkretny film albo skejter?
Początkowo pozostawałem pod wpływem filmów wypuszczanych przez H-Street; do tego doszedł jeszcze Questionable nakręcony dla firmy Plan B oraz filmy nakręcone przez mojego kumpla w naszym rodzinnym mieście. W Syracuse było sporo dobrych skejterów; nagrywałem ich popisy w nadziei, że pomoże im to w znalezieniu sponsora.
Zgaduję, że zyskałeś rozgłos dzięki filmom nakręconym w okolicach placu LOVE Park w Filadelfii?
W pewnym sensie tak; większy rozgłos przyniosło mi współpraca z Alien Workshop. Zostałem też szerzej zauważony dzięki filmom nakręconym dla samego siebie, które wrzucałem do sieci.
Co uważasz swoje największe osiągnięcie zawodowe?
„cherry”.
Po raz pierwszy usłyszałem o tobie dzięki filmom poświęconymJen „JR” Reynolds (która pojawia się w „cherry”) i ówczesnym klimatom nowojorskiego śródmieścia. Oprócz samej jazdy na deskorolce w twoich filmach zawsze istotną rolę odgrywa czynnik ludzki. Czy uchwycenie osobowości i stylu życia twoich bohaterów jest dla ciebie równie ważne co pokazanie samych trików?
Pokazanie ciekawej postaci, jej osobowości, jest dla mnie tak samo ważne jak nakręcenie fajnego triku, a właściwie nawet ważniejsze. Jak sam pewnie zauważyłeś, JR Reynolds świetnie wypada przed kamerą. Dobrze czuje się w moim towarzystwie i dzięki temu jest autentyczna. Tak samo jest z pozostałymi bohaterami „cherry”. Sam zresztą zobaczysz.
Jak doszło do twojej współpracy z Supreme? To chyba duży zaszczyt nakręcić ich pierwszy film deskorolkowy. Bez ciśnienia…
Wszystko zaczęło się od mojego kumpla Kyle’a Demersa, który pracuje w Supreme. Widział materiał, który nakręciłem dla Transworld, i zaproponował mi, żebym zrobił dla nich reklamę. Tak powstał filmik z Jasonem Dillem i Tyshawnem Jonesem. Potem pojawił się pomysł, żeby nakręcić film pełnometrażowy. Poszliśmy z nim do Jeffa Jebbii. Reszta jest historią. Jestem dumny z tego filmu.
Opowiedz o nim coś więcej. Gdzie go kręciliście i ile czasu wam to zajęło? Czy dominują w nim sceny z Nowego Jorku?
Kręcenie zajęło nam około półtora roku, czyli w sumie raczej krótko. Ze wszystkim zmieściliśmy się w terminach, nie było żadnych obsuw. Każdy dawał z siebie wszystko. Kręciliśmy go głównie w Nowym Jorku i Los Angeles, do tego doszło kilka scen nakręconych w Paryżu. Moim zdaniem w filmie jest tyle samo Nowego Jorku co Los Angeles.
Wszyscy jarają się zwłaszcza Tyshawnem Jonesem. Jak ci się z nim pracowało?
Najlepiej ze wszystkich. To świetny gość i ma super osobowość. Jest go dużo w filmie. To jego debiut na ekranie; towarzyszył mi przez cały czas i widać było, że bardzo się zaangażował. Chłopak rządzi. Nie chcę jednak zdradzać zbyt wiele; po prostu sami obejrzyjcie ten film.
Jakie są twoje dalsze plany?
Premiera „cherry” w Londynie i w Japonii, potem może jakiś masaż… A co później to jeszcze dam znać.
Credits
Text Jeremy Abbott
Film stills William Stobeck
Photography Teddy Fitzhugh
Last three images photography Mehdi Lacoste